MROKI OKUPACJI I RADOŚĆ WYZWOLENIA
Zakończenie wojny obronnej z najeźdźcą, nie oznaczało dla Polaków złożenia broni. Nie poddały się także i Felicjanki, których dzieje od samego początku zrosły się na trwałe z dziejami narodowymi, dostosowały one tylko swą działalność do wymogów czasu. Dlatego też prowadzony przez nie w Wawrze sierociniec stał się swego rodzaju azylem dla ukrywanych dzieci pochodzenia żydowskiego , w szkole powszechnej, z okrojonym programem, na której prowadzenie udało się siostrom uzyskać od Niemców pozwolenie, uczono potajemnie zabronionych przedmiotów, a w wawerskim gimnazjum, funkcjonującym oficjalnie pod szyldem Szkoły Gospodarstwa Domowego, uruchomiono tajne komplety przygotowujące młodzież żeńską do matury.
Za pozwoleniem władz szkolnych polskiego państwa podziemnego w cieniu tej szkoły otwarto również liceum humanistyczne. Jedna z jego uczennic, Ludmiła Przewalska w 1974 r. opublikowała w Filipince interesujący opis funkcjonującego tam systemu nauczania: Mieszkałam wtedy w Wawrze w internacie i uczęszczałam do gminnej szkoły gospodarstwa domowego. Nauki było bardzo dużo, gdyż miałyśmy podwójny program: ten oficjalny z zakresu gospodarstwa domowego i ten konspiracyjny – z przedmiotów ogólnokształcących. Zajęcia odbywały się w ogrodzie, […] w oborze, w pralni, w kuchni. Każdą wolną chwilę nasi wychowawcy starali się wykorzystać na przekazanie nam wiadomości o naszej Ojczyźnie. Wyglądało to tak: przez 3 godz. Dziewczęta obierały ziemniaki na obiad dla kuchni. Instruktorka wyznaczała jedną z nas na lektorkę. Najczęściej byłam to ja, gdyż podobno ładnie czytałam. Instruktorka podsuwała nam: Sienkiewicza, Żeromskiego, Prusa, Z. Kossak. Książki były trudne. Żadna z nas w domu tego nie czytała. Trudniejsze pozycje instruktorka czytała sama i wiele tłumaczyła. Między zajęcia gospodarcze były wplatane przedmioty trudne zakazane: łacina, historia geografia, język polski, matematyka, fizyka, chemia. […] Czasem odwiedzały nas wizytacje. Władze oświatowe widząc nas w pracowni pochylone nad maszynami do szycia były zachwycone. Ani pomyśleli, że przed chwilą wyszedł od nas profesor od łaciny […] Dyrektorka często nam powtarzała, że zdobyta tu wiedza przyda się Ojczyźnie i społeczeństwu. W podziemiach kościoła z udziałem młodzieży szkolnej organizowano też obchody świąt narodowych, koncerty oraz odczyty przedstawienia teatralne dla podtrzymania w społeczeństwie siły ducha i nadziei na wyzwolenie.
We wszystkich tych przedsięwzięciach ważną rolę przypisać należy Matce M. Symplicycie, która dźwigając ciężar odpowiedzialności za całą prowincję, mimo własnego doświadczenia pobytu na Pawiaku , nie tylko nie hamowała inicjatyw sióstr oraz innych osób spoza Zgromadzenia, ale z pełną otwartością wychodziła im naprzeciw tak, że latach 1939-1944 z felicjańskiej pomocy na terenie Wawra korzystało rocznie około 6000 osób. Jej śmiałe decyzje i brawurowe działania, od których w tragicznych dniach wojny i okupacji zależało życie tylu ludzi, sprawiły, że tak jak w pierwszym miesiącu wojny wawerski klasztor był miejscem wytchnienia dla uchodźców, tak też podczas Powstania Warszawskiego w 1944 r. stał on otworem dla szukających schronienia i posiłku. W momencie zaś wkroczenia wojsk radzieckich i polskich, które nastąpiło 10 września, na dzień przed wysadzeniem przez Niemców kościoła, siostry - podobnie jak w 1939 r. - znów pochylały się nad potrzebującymi pierwszej pomocy, gdyż: Z chwilą zakwaterowania się nowych gospodarzy w klasztorze poczęto tu zwozić rannych żołnierzy na pierwszy opatrunek. Byli wśród nich i Polacy wcieleni do armii radzieckiej. W pokojach przy furcie rozlegały się nieustannie jęki, korytarze pełne były żołnierzy wyczerpanych do ostateczności tak, że w biały dzień, wśród ogólnej krzątaniny zasypiali natychmiast na gołej podłodze. Siostry posługiwały zdrożonym, spełniały życzenia ciężko rannych, niekiedy ostatnie, bo wielu umierało na ich rękach. Wkrótce poproszono Felicjanki również do pracy w szpitalu polowym, który urządzono w rembertowskim lesie, na terenie fabryki amunicji Pocisk, gdzie wśród gęsto padających niekiedy kul niemieckich pełniły dyżury przy rannych, leżących w zwykłych szałasach, zwanych przez Sowietów pałatkami.
Grozy bombardowań, skierowanych głównie na wieżę kościelną, miała wkrótce doświadczyć cała wspólnota domu prowincjalnego. Niemcy bowiem, niespokojni, że Sowieci przejęli tak wspaniały punkt obserwacyjny, przystąpili do zaciekłego ataku, na który odpowiedziały radzieckie katiusze, ustawione tuż przy domu. Najcięższy szturm przeżyły siostry, stłoczone w klasztornych piwnicach, w dniach 21, 22 i 23 listopada 1944 r.. Na teren klasztorny padło wówczas około 60 ciężkich pocisków, zmiatając z powierzchni ziemi prawie wszystkie domki letniskowe oraz uszkadzając kościół i podcinając częściowo wieńczącą go 85 metrową wieżę. Dopiero gdy na prośbę Matki M. Symplicyty 28 listopada polscy saperzy, dowodzeni przez pułkownika Bronisława Lubańskiego, wysadzili grożącą zawaleniem na klasztor i ściągającą ogień nieprzyjacielski wieżę, bombardowania ucichły. Kilka dni później do Wawra dotarły oddziały I Dywizji Kościuszkowskiej, rekrutującej się głównie z Polaków zwolnionych z rosyjskich obozów jenieckich. Jednemu z nich wyznaczono zakwaterowanie na terenie klasztoru. Felicjanki podjęły ich jak najgościnniej, dzieląc z nimi nie tylko radość wyzwolenia, ale również staropolski, choć skromny wigilijnym stół. Po świętach natomiast uczennice gimnazjum wystawiły dla nich jasełka, z chwilą bowiem ustania walk w okolicy Wawra wznowione zostało przerwane na krótko nauczanie. Nie przeczuwając jeszcze nadciągających wraz z naszym wschodnim sprzymierzeńcem zmian światopoglądowych, felicjanki zaangażowały się także w haftowanie zamawianych przez różne grupy społeczne dla wojska polskiego sztandarów, na których widniały tradycyjne hasła: Bóg, Honor, Ojczyzna. Jeden z nich, ufundowany przez prowincję Matki Bożej Królowej Korony Polskiej, Matka M. Symplicyta przekazała w imieniu sióstr Piątej Brygadzie Artylerii, która poniosła go aż nad Bałtyk, gdzie powiewał w czasie zaślubin Polski z morzem.
POWOJENNA ZMIENNOŚĆ LOSU
Powojenna rzeczywistość nie nagrodziła Felicjankom ich patriotyzmu. Do połowy lat sześćdziesiątych władze komunistyczne odebrały im w całej prowincji prawie wszystkie placówki wychowawczo-oświatowe razem z budynkami, w których siostry nie tylko pracowały, ale także mieszkały. Inwigilacje policyjne, przesłuchania w Urzędzie Bezpieczeństwa, podstawianie odpowiednio przeszkolonych kandydatek, wstrzymywanie wiz, „odcinanie żelazną kurtyną” związków z wyższymi przełożonymi, które zostały wydalone z kraju, gdyż mimo polskiego pochodzenia miały obywatelstwo amerykańskie, to tylko mały wycinek zmagań sióstr z uwarunkowaniami nowego systemu zniewolenia.
Na terenie samego Marysina Wawerskiego natomiast lata czterdzieste i pięćdziesiąte ubiegłego stulecia to dla felicjanek okres zmagań przede wszystkim finansowych z przynajmniej częściową rekonstrukcją kościoła i wyposażeniem go w ławki, ambonę, konfesjonały, drogę krzyżową oraz wykończeniem ołtarza, które powierzono salezjaninowi, bratu Janowi Kajzerowi z Oświęcimia. Fundusze na to w dużej mierze płynęły z ogólnej kasy Zgromadzenia. Kiedy zaś świątynię doprowadzono już do stanu używalności, wówczas Prymas Tysiąclecia, Stefan Kard. Wyszyński, w związku z rządowymi utrudnieniami w budowie nowych kościołów, zwrócił się do sióstr z prośbą o przekazanie jej na użytek parafii, utworzonej w 1958 r. Rozumiejąc skomplikowaną sytuację władze zakonne oddały świątynię w użytkowanie za przysłowiową złotówkę, przekazując jednocześnie troskę o pozostałe remonty i odbudowę zniszczeń kolejnym proboszczom: ks. W. Kurkusowi i ks. J. Dziurzyńskiemu.
W tym samym też czasie ukończona została, głównie dzięki wsparciu prowincji amerykańskich, budowa gmachu szkolnego, rozpoczęta jeszcze w 1939 r. Uwarunkowania polityczne i lansowany przez nie system przynaglały bowiem siostry do utrzymania jak najdłużej wpływu na dzieci i młodzież oraz kształtowania młodego pokolenia w duchu katolickich ideałów. Dlatego - podobnie jak przed wojną - Felicjanki oddawały się pracy edukacyjno wychowawczej w Domu Dziecka, który był kontynuacją dawnego sierocińca, przedszkolu, internatach dla młodszych i starszych dzieci, szkole podstawowej i średniej. Mimo wielokrotnych pogróżek ze strony władz państwowych i stawianych zarzutów bądź to jednostronnego kształcenia młodzieży, bądź też niestosowania zasad pedagogiki socjalistycznej, placówki te, dzięki życzliwej pomocy wielu byłych wychowanków, przez dłuższy czas rozwijały się w miarę spokojnie. Rok 1961 zapoczątkował jednak proces ostatecznej likwidacji felicjańskich instytucji wychowawczo-oświatowych. Najpierw ofiarą padła szkoła powszechna, licząca w chwili przejęcia przez państwo 515 uczniów i internat dla młodszych dzieci. W 1962 r., przestała natomiast istnieć szkoła średnia, przez którą w ciągu czterdziestu lat jej działalności przeszło ponad 2600 uczennic i internat dla starszych dzieci. Razem z całym budynkiem, łącznie z jego zawartością odebrano siostrom również przedszkole, którego nie zlikwidowano, lecz upaństwowiono .
Siostry od dawna przeczuwały, że instytucje wawerskie spotka ten sam los, co inne placówki wychowawcze prowadzone przez prowincję. Być może dlatego też próbowały działalności w nowych apostolatach, takich na przykład jak punkt opiekuńczy dla osób starszych, zwany Pensjonatem, czy schronisko dla samotnej matki, które na pewien okres udzielało pomocy również kobietom ciężarnym. Obie instytucje założone w 1961 r. istniały tylko kilka lat, niemniej jednak wyświadczyły wiele dobra. Ponadto w następnym trzydziestoleciu inną w pewnym sensie nową formą zaangażowania sióstr, stała się praca zakrystianek, organistek, katechetek w przykościelnych salkach oraz posługa opiekunek parafialnych, docierających do ludzi najbardziej potrzebujących lub chorych. Także w parafii św. Feliksa siostry objęły takie obowiązki i zasadniczo pełnią je do dnia dzisiejszego, z tym tylko, że katechetki razem z religią opuściły salki i powróciły do szkół.
Kiedy przełom polityczny 1989 r. zapoczątkował okres odzyskiwania zabranych zgromadzeniom zakonnym instytucji, również felicjankom - po prawie trzydziestu latach - udało się odzyskać budynek szkolny na terenie Marysina i przejąć prowadzone tam przez cały ten czas państwowe przedszkole. Po dokonaniu gruntownych remontów w zdewastowanej części gmachu reaktywowano też szkołę, najpierw podstawową w 1991 r., zaś sześć lat później średnią ogólnokształcącą. Po reformie szkolnej, przeprowadzonej w 1999 r. wydzielono również gimnazjum, a z końcem roku szkolnego 2003/2004 siostry zdecydowały się na zamknięcie liceum. Obecnie obie placówki razem na poziomie elementarnym i gimnazjalnym, które funkcjonują pod nazwą Szkół Sióstr Felicjanek im. bł. Marii Angeli Truszkowskiej, kształcą około 550 uczniów. Do przedszkola natomiast pod wezwaniem św. Franciszka uczęszcza 217 dzieci.
Pilną potrzebą ostatnich lat okazało się także utworzenia ośrodka socjoterapeutycznego im. Matki Bożej Miłosierdzia dla dzieci z rodzin dysfunkcyjnych i jadłodajni dla ubogich, wzniesionego na dawnym terenie ogrodu sióstr w latach 2000-2003, z ofiar ludzi dobrej woli oraz zbiórek organizowanych w kraju i poza jego granicami. W organizowanych tu zajęciach pozalekcyjnych dziennie bierze udział 40 na 52 zapisanych dzieci, głównie z Marysina, w przedziale wiekowym od 6 do 17 lat. Poza systematyczną pomocą edukacyjną, w którą włączone są spotkania z reedukatorkami, logopedą i psychologiem, podopieczni uczestniczą w zajęciach sportowych, plastycznych, tanecznych i komputerowych. Biorą też udział w różnego rodzaju konkursach, zdobywając nagrody i wyróżnienia. Ponadto dzięki życzliwemu wsparciu przez ludzi dobrej woli oraz lokalne władze siostry mogą organizować swoim podopiecznym wycieczki lub wyjazdy wakacyjne.
Przy ośrodku prowadzona jest również jadłodajnia, z której w okresie letnim korzysta dziennie około 100, a w okresie zimowym około 200 osób bezrobotnych i bezdomnych z terenu Marysina, Rembertowa, Radości, Międzylesia oraz centrum Warszawy. Potrzebujący mają zapewniony codziennie, od poniedziałku do soboty, gorący posiłek, a na niedzielę zabierają ze sobą suchy prowiant. Każdy z przychodzących może się tu wykąpać, otrzymać odzież na zmianę, a także skorzystać z porady psychologa, prawnika i terapeuty, których na prośbę sióstr finansuje gmina Wawer. W przypadku osób uzależnionych proponowane jest im podjęcie leczenia i proces wychodzenia z nałogu z pomocą grupy wsparcia i klubu AA. Jednocześnie, siostra odpowiedzialna za ten apostolat stara się zapewnić wszystkim korzystającym z jadłodajni głębszą formację duchową.
Chociaż obszar działalność felicjanek prowincji warszawskiej nie ogranicza się jedynie do okolic Marysina Wawerskiego, to jednak właśnie tu bije serce Prowincji Matki Bożej Królowej Polski, tu w cieniu codziennie wystawionego w kaplicy zakonnej Najświętszego Sakramentu dojrzewają nowe powołania i tu także kończą swoją ziemską pielgrzymkę Felicjanki udające się do domu Ojca. Dlatego, tak jak Warszawa od początku była kolebką tego rdzennie polskiego Zgromadzenia, tak też Wawer-Glinki stał się kolebką Warszawskiej Prowincji Sióstr Felicjanek, które właśnie stąd wyruszają z posługą na około 50 placówek znajdujących się nie tylko na terenie Polski, ale również Kenii, Włoch oraz Rosji.